sobota, 2 sierpnia 2008

o psiej wrażliwości


...zbliża sie koniec dnia nad jeziorem...chłód nadchodzącego wieczoru wygania z plaży niedzielnych wczasowiczów, którzy bezkarkami i opasłobrzuchami wygniatali doły w piasku...nawąchali sie dymu z grilla i zapachu piwa z puszek...ostatniego spoczynku dla oszalałych os...wykapali dzieci w wodzie pachnacej mułem i głebiną znaną nielicznym...w odruchu władców wszechświata zmuszają do słuchania muzyki płynącej z głośników samochodowych... z okrzykiem w oczach :"my tu jeszcze wrócimy!" straszą dzieci ptaków niespokojnych...niepewnych jutra...na piasku zapomniane kółko dmuchane i ślady pożartych zwierząt upieczonych kapiących tłuszczem po brodach...
...zapada cisza nad jeziorem...z trzcin wypełzają czujne zaskrońce...z sitowia wypływaja krzyżówki i perkozy...zmącona setkami nóg woda robi sie coraz przejrzystrza...oddycha znów swoim rytmem...wiatr przynosi zachód słońca nad jeziorem...
...wtedy powoli i spokojnie, rozgrzane i zbyt mocno opalone ciało zanurzam w chłód wody i pływam...z zamkniętymi oczami...kładę się na plecach i pozwalam sobie opaść jak najgłębiej...do dna...plecami dotykam szorstkich roślin podwodnych, które chronią świeżo złożoną ikrę okonia ...drapieżnika bezwzględnego...dla płotek i uklei...srebrzacych się ławicami tuż pod taflą...brakuje mi tchu...wracam na powierzchnię...
...na brzegu jeziora , na wysepce z piasku siedzi mój pies i patrzy na zachodzące słońce...
...nadchodzi burza...